Szlak im. Władysławy Podobińskiej – zielony; Susiec-Krasnobród-Zamość, łączna długość ok. 53 km. Trasa szlaku: Susiec PKP – Łasochy – wzniesienie Wapielnia – Szur – Krasnobród – Suchowola – Lipsko – Zamość. Kolejny Roztoczański, nieoczywisty, średniodystansowy szlak, który miałem na swojej liście „do przebiegnięcia”. Nosi imię Władysławy Podobińskiej urodzonej we Lwowie, ale mieszkającej w Zamościu zasłużonej działaczki turystyki, krajoznawstwa i kultury fizycznej.
W odróżnieniu do szlaku im. Aleksandry Wachniewskiej (który biegliśmy 3 tygodnie wcześniej – Szlak im. Aleksandry Wachniewskiej – Beer Runners), ten był dla mnie niemalże całkowitą nowością, na zdecydowanej większości trasy nigdy nie byłem. Pisałem, że szlak jest „nieoczywisty”, gdyż jest to jeden z owych bardzo mało uczęszczanych nizinnych szlaków, prowadzących przez mniej znane miejsca, na których „ryzyko” spotkania innego piechura jest znikome… i w zasadzie sprowadza się jedynie do miejscowości na trasie. W tym aspekcie, zdecydowanie nie zawiódł oczekiwań, a w pozostałych…

Startujemy ze stacji PKP w Suścu o 8:00 w sobotę, lato w pełni, prognozy pogody wskazują, że będzie to bardzo ciepły, wręcz upalny dzień. Już po dwóch kilometrach staje się jasne, że szlak jest dziki – zaczynamy pierwszą przeprawę przez chaszcze. Po czterech, wchodzimy na pierwsze obsiane przez rolnika pole. Pojawiają się też muchy, które będą nam towarzyszyły przez całą trasę… mam „flashbacki” z Centralnego Szlaku Roztocza. Po około godzinie biegu, docieramy do najwyższego szczytu na Roztoczu środkowym – Wapielni (386m n.p.m.), by dalej lasami Krasnobrodzkiego Parku Krajobrazowego dotrzeć do miejscowości Szur. Kiedy wytyczano szlak, odcinek Szur – Krasnobórd wiódł szutrową leśną drogą, jednak chyba 3 lata temu drogę wyasfaltowano, więc te kilka kilometrów zbiegu do Krasnobrodu pokonujemy szybciej.
Robi się coraz cieplej, Piotrkowi kończy się woda we flaskach, nie ma jednak sensu przelewać jej z zapasów w plecaku, gdyż do miasteczka zostało około kilometra. Na mniej więcej 22 kilometrze stajemy w sklepie, uzupełniamy bidony i jeszcze na miejscu pijemy po „zerówce”. Przez Krasnobród szlak prowadzi chyba najmniej ciekawą opcją, wzdłuż głównej drogi z Zamościa. Nie rozumiem, dlaczego nie poprowadzono go koło kaplicy św. Rocha i później ścieżką nad zalewem?! Nad wodę docieramy dopiero po wybiegnięciu z miasteczka, ale tylko na półtorej-dwa kilometry. Na przecięciu z drogą do Hutek, szlak odbija na północ, by lasami doprowadzić nas do Jacni. Tutaj znowu trafiamy w zarośla i gęsty las, oznakowania szlaku nie ma wcale. Posiłkujemy się mapą, ale kontunuowanie biegu „po tracku” pomimo moich najszczerszych chęci jest w zasadzie niemożliwe. Młody proponuje obejście równoległa drogą zaznaczoną na mapie, odnajdujemy ją w terenie… ale drogą to ona może i była… kilka lat temu. Zbiegamy nad zalew w Jacni i po dwóch kilometrach wbiegamy znowu na zielony szlak. Jesteśmy w połowie trasy. Lasami i polami dobiegamy do Suchowoli.

Temperatura zbliża się do 30 stopni Celsjusza. Co tu dużo mówić, jest gorąco. W Suchowoli siadamy na ławeczce na przystanku autobusowym i przelewamy zapas picia z plecaków do bidonów. Przebiegamy przez wieś i skręcamy na północ, znowu w pole. Tutaj przynajmniej jest już po żniwach, więc biegniemy przez rżysko. Kolejne kilometry to znowu lasy na przemian z polami. Młody coraz bardziej narzeka na upał, tempo nam trochę spada, robimy ze dwa postoje w cieniu. W miejscowości Lipsko drugi raz odwiedzamy sklep i pijemy po kolejnej „zeróweczce” na miejscu. W Lipsku, po 45km trasy, kończy się dla mnie „nieznane”, resztę szlaku znam doskonale. Stąd trasa prowadzi już tylko przez górę między Żdanowem a Zwódnem, by po 4km dotrzeć do ścieżki rowerowej na Skokówce. Tutaj Młody decyduje się o przerwaniu zabawy. Objawy, które pojawiają się u niego, przypominają udar cieplny. Dalszy bieg po rozgrzanym bruku, po trasie, którą biegał dziesiątki razy, tylko po to, żeby cyknąć fotkę z kropką, jest bez sensu. On zawija się do domu rodziców (który jest bezpośrednio przy trasie), ja natomiast biegnę dalej. Przez ostatnie 4 kilometry szlak prowadzi przez osiedle „Zamczyska”, nad zalewem, na Stare Miasto. Kropka kończąca szlak jest na słupie pod zamojską katedrą.
Jakby miał porównać oba zielone szlaki – im. A. Wachniewskiej i im. W. Podbińskiej, to moim faworytem jest na pewno ten pierwszy. Drugi również ma sporo widokowych miejsc, jednak lasy są bardziej gospodarowane i przez to mniej urokliwe („Waniewska” to w zasadzie przecież Roztoczański Park Narodowy). Dodatkowo szlak „Podobińskiej” jest na pewno mniej popularny, a co za tym idzie w wielu miejscach trzeba się zdrowo namęczyć, żeby odnaleźć trasę lub żeby nawet nią przejść. Również oznakowanie szlaku, niejednokrotnie pozostawia dużo do życzenia. Cóż, jest to tzw. trasa dla koneserów.

Dystans: 50,55 km
Czas: 4:59:22
Upłynęło czasu: 6:22:07
Średnie tempo: 5:55 /km
Całkowity wznios: 634 m