Na połowę stycznia mieliśmy ambitne plany biegowe, jednak wraz ze zbliżającym się terminem uświadomiliśmy sobie, że te są nierealne ze względu na bieżącą formę – a raczej jej brak. W zamian, pomyśleliśmy mimo wszystko żeby gdzieś się wybrać. Udało się zarezerwować pokój w schronisku na Przysłopie pod Baranią Górą, więc zdecydowaliśmy się połączyć treking z bieganiem.
Dzień 1
Wyruszamy w piątek, późnym rankiem. Droga do Węgierskiej Górki, zajmuje nam lekko ponad dwie godziny. W mieście zostawiamy samochód na darmowym parkingu, pijemy szybkie espresso na Orlenie i z plecakami wyruszamy czerwonym szlakiem w góry. Pogoda wręcz zachwyca, im wyżej wchodzimy tym jest coraz cieplej. Las i ścieżkę przykrywa gruba warstwą śniegu, w tym miejscu droga jest dobrze przetarta i udeptana.
Idziemy we trzech – Piotrek, Krzemo i Padre – nie forsując tempa i ciesząc się pogodą i zimową aurą. Po wyjściu na grań robi się jeszcze cieplej. Ściągamy rękawiczki i czapki. Powietrze stoi.
Na szlaku spotykamy tylko jedną osobę, która mówi, że zawraca ze względu na nieprzetartą dalszą część szlaku. Po jakimś czasie docieramy na Halę Radziechowską i tu zaczynają się schody, a raczej głęboki śnieg. Jest kilka śladów przejazdu skuterów ale każdy krok zapada się na około 30cm. Idziemy w stronę Magórki Wiślańskiej mocno torując. Na grani warunki są już bardzo wymagające. Miejscami przemieszczamy się na czworaka.
Ze sporym opóźnieniem względem założonego czasu docieramy na szczyt, gdzie z wielką ulgą stwierdzamy, że tu szlak jest już dobrze przetarty oraz przejechany kilka razy przez skuter śnieżny. Na zachód słońca na Baraniej już nie zdążymy, jednak otaczające nas kolory wszystko wynagradzają. Po zachodzie, temperatura szybko spada ale stąd już prosta i szybka droga do schroniska, na jutro mamy zaplanowane bieganie.
Dzień 2
Wstajemy bez budzika i powoli się zbieramy. Nic nas nie goni, a zaplanowane mamy około 30km. Prognozy zapowiadają, że słońce ma mocno przygrzewać, jednak w miejscach zacienionych jest wciąż zimno i przede wszystkim bardzo ślisko, więc na starcie zakładamy raczki. Pogoda jest idealna. Spokojnym tempem ruszamy na Baranią Górę, a dalej na Skrzyczne. Biegnie się bardzo dobrze, szlak wszędzie jest przetarty, a im bliżej Szczyrku tym więcej ludzi. Na Skrzycznem są wręcz tłumy, więc pomimo cudownych widoków i ciepłych promieni słońca, szybko ruszamy dalej.
Celem jest zbiec przez Malinowską Skałę i Gawlasi w stronę Wisły żółtym szlakiem, a następnie przebić się drogą gospodarczą na szlak niebieski prowadzący z powrotem na Baranią. Wszystko idzie zgodnie z planem do momentu zaplanowanego zejścia na drogę gospodarczą. Cóż, było to do przewidzenia, jest ona całkowicie zasypana! Ochoczo ruszamy w dół torując drogę w śniegu po kolana. Nie idzie się zbyt trudno gdyż droga mocno tu opada. Staramy się nawigować GPSem i ułożeniem terenu. Jest mocno przygodowo – można się poczuć jak odkrywca wyznaczający drogę i to w miejscu tak obleganym przez ludzi. Kierujemy się na południe na ile to możliwe wzdłuż płynącego potoku. Mapa pokazuje, że jesteśmy już blisko szlaku jednak popełniamy kardynalny błąd.. sprawdzamy mapę w zbyt małym powiększeniu i nie widzimy ilości poziomic na tym zejściu. Dochodzimy do miejsca gdzie przed nami jest bardzo stroma ścianka, bez szans na zejście. W dole widzimy bawiące się dzieci jednak to wciąż jakieś 25-30m niżej. Trawersujemy zbocze żeby gubić jak najwięcej wysokości. Uczciwie trzeba przyznać, że mądre to nie było, na szczęście nic nam się nie stało. Wąwóz w którym płynie Wisła jest przepiękny, szlak tutaj również dobrze udeptany. Zwartym krokiem aby się trochę rozgrzać biegniemy w stronę szczytu Baraniej, a dalej do schroniska na pierwszy tego dnia posiłek.
Dzień 3
Trzeciego dnia musimy opuścić schronisko do 9. Nie jest to łatwe gdyż dzień wcześniej trochę pobalowaliśmy. Na dzisiaj mamy zaplanowany trekking najpierw czarnym, a następnie zielonym szlakiem do Węgierskiej Górki – łącznie jakieś 17km. Ekipa została rozszerzona przez Asię i Kasię, które dzień wcześniej dotarły do schroniska.
Pogoda w dalszym ciągu jest rewelacyjna. Idzie się bardzo przyjemnie. Trasa jest znacznie mniej uczęszczana niż Barania-Skrzyczne, jednak w dalszym ciągu udeptana na tyle, że pozwala na wygodny i szybki marsz. Jedyną trudnością dzisiejszego dnia można określić podejście, a raczej przedzieranie się pod górę przez młodnik, zaraz za miejscowością Bziniok. Uderzające nas po całym ciele gałęzie całkowicie nas przemoczyły. Na szczęście słońce fajnie przygrzewa i chłód nie jest mocno odczuwalny. Im bliżej miasta tym niestety coraz większy smog. Z góry wygląda jak chmury albo mgła, na dole jest to brudno-brązowa, śmierdząca zawiesina.
Przygodę kończę z mocnym postanowieniem kupna skarpet z membraną – gdyż zmarznięte i przemoczone codziennie stopy to jedyne na co mogę narzekać.
Niestety, filmik z biegu ma kiepską jakość ze względu na błędne ustawienia kamery i kiepski błędy w montażu. Mam nadzieję, że uda mi się to poprawić