Tatry na biegowo

W planach biegowych na lato 2025 mieliśmy zaplanowany Główny Szlak Sudecki, jednak ze względów logistycznych GSS będzie musiał jeszcze poczekać. Ale skoro tydzień był już „zaklepany”, urlop w pracy zarezerwowany, to postanowiliśmy z Młodym wybrać się w Tatry i trochę po nich pobiegać.

Trasa 1: Rozgrzewka Ścieżką pod Reglami

Na pierwszy dzień, zaraz po przyjeździe do Zakopanego i w oczekiwaniu na pokój, decydujemy się na szybsze rozbieganie Drogą pod Reglami. Trasę z Zakopanego do wylotu Doliny Małej Łąki i z powrotem, czyli 13km i niecałe 300m wzniosu pokonujemy cały czas biegiem, w czasie 1h3min, czyli ze średnim tempem 4:52min/km. Wstydu nie m… ale jak na rozgrzewkę, dla mnie, ciut za szybko.

Trasa 2: Czerwone Wierchy

Na pierwszą prawdziwie Tatrzańską trasę, wybieramy klasyk. Każdy z nas zaliczył już „Czerwone Wierchy” kilkukrotnie. W tym roku decydujemy się na najbardziej popularny wariant trasy, a więc z Polany Zahradziska w Dolinie Kościeliskiej, cały czas czerwonym szlakiem przez Chudą Przełączkę (1850m n.p.m.), na Ciemniak. Żeby trochę sobie utrudnić, starujemy z Zakopanego, dobiegamy do Kuźnic, później na Polanę Kalatówki, aby stamtąd, Ścieżką nad Reglami dotrzeć na Zahradziska. Już sama „rozgrzewka” to ponad 14km i dobre 870m w pionie, a to dopiero początek. Podejście na Ciemniak to kolejne 5km i ponad 1100m do góry. Gdzieś po drodze trzeba założyć wiatrówki, bo silny wiatr szybko wychładza. Szlak od Ciemniaka po Kopę Kondracką, przy dobrej pogodzie – a taką właśnie mamy, gwarantuje nieprzerwane widoki na Tatry Wysokie. Dobiegamy do Przełęczy pod Kopą Kondracką (1863m n.p.m.) i tutaj zielonym szlakiem, przez Halkę Kondratową, wracamy do Kuźnic i Zakopanego.

Dystans: 30 km
Wznios: 2340m
Czas ruchu: 5:18 / Upłynęło czasu: 6:06

Trasa 3: Rohacze

Dzień trzeci, chyba najmniej biegowy, ale zdecydowanie najbardziej przeze mnie oczekiwana z zaplanowanych wycieczek – Rohacze. Starujemy z Siwej Polany, szybko „męczymy” ten nieszczęsny asfalt i bruk przez Dolinę Chochołowską, uzupełniamy wodę w schronisku i zaczynamy właściwą część trasy.

Najpierw przez Grzesia (1652m n.p.m.), Rakoń (1867m n.p.m.), a później Przełęcz Zabrat (1656m n.p.m.) docieramy do Rohackiego Bufetu (1380m n.pm.), znanego także jako Tatliakova Chata, na Słowacji. Tutaj robimy krótki odpoczynek na kawę, Kofolę, i napełnienie bidonów, po czym ruszamy do Smutnej Doliny. Niby to Tatry Zachodnie, ale widokami przypomina ona zdecydowanie bardziej Tatry Wysokie. Nad nami góruje już zasadniczy cel dzisiejszej przygody – dwa ostre szczyty – Rohacz Płaczliwy (2125m n.p.m.) i Ostry Rohacz (2088m n.p.m.), rozdzielone Rohacką Przełęczą (1962m n.p.m.). Obydwa jakby z innej bajki, zupełnie jakby „wyjęte” z Tatr Wysokich i „wrzucone” w Tatry Zachodnie. Sprawnie wspinamy się na Smutną Przełęcz (1962m n.p.m.), po drodze obserwując kilka świstaków (żadnego nie udało się „złapać na zdjęciu”), i wchodzimy na czerwony szlak a zarazem grań główną całych Tatr.

Na samej grani, zaczyna robić się wysokogórsko i bardzo widokowo. Szlak przez Rohacz Płaczliwy i Rohacką Przełęcz co prawda jest trochę eksponowany, ale w wielu miejscach da się biec. Prawdziwa zabawa, zaczyna się za przełęczą. Najpierw dwa ubezpieczone łańcuchami kominki, jeden do góry, drugi w dół, szczyt Ostrego Rohacza, tutaj szlak prowadzi cały czas granią, a ekspozycja jest już znaczna. Na deser zostaje słynny Rohacki koń – niemal pionowa, około 10-metrowa, granitowa płyta ubezpieczona na całej długości łańcuchem. Nawet na mnie, robi to wrażenie. Młody, który twierdzi, że na ekspozycję jest wrażliwy, żałuje, że nie założył „pampersa”. Prawdę mówiąc, wygląda to zdecydowanie straszniej, niż rzeczywiście jest. Po pokonaniu konia, najgorsze już za nami. Szybko schodzimy na Jamnicką Przełęcz (1908m n.pm.), oglądamy się za siebie, Młody rzuca coś w stylu „po co mi to było”, „nigdy więcej” i kończy wywód „jakbyśmy szli ze wschodu na zachód, to bym nie wszedł” . I rzeczywiście, z tej strony Rohacze wyglądają… ambitnie.

Teraz trudności już nie będzie, za to znowu jest gdzie pobiegać. Wspinamy się na Wołowiec (2064m n.p.m.), i cały czas czerwonym szlakiem, główną granią Tatr, zbiegamy trawersując Łopatę (1958m n.p.m.), na Niską Przełęcz (1831m n.p.m.). Podejście na Jarząbczy Wierch (2137m n.p.m.) jest co prawda krótkie, ale za to zdrowo skraca oddech. Na górze wieje tak, że zrywa mi kapelusz z głowy. Ubieramy wiatrówki i biegniemy dalej „czerwonym” na Kończysty Wierch (2002m n.p.m.). Planując dzisiejszy dzień rozważaliśmy co prawda jeszcze Starorobociański Wierch, ale zapada decyzja, żeby go już dziś odpuścić. Tak więc, najpierw zielony, przez Trzydniowiański Wierch (1758m n.p.m.), a później czerwonym szlakiem, zbiegamy na Polanę Trzydniówka (1080m n.p.m.) i w zasadzie zamykamy pętlę. Pozostaje jeszcze dobiec na Siwą Polanę i złapać busa do Zakopanego.

Dystans: 37km
Wznios: 2655m
Czas: 7:27 / Upłynęło czasu: 8:30

Trasa 4: Kasprowy Wierch, Hala Gąsienicowa

Na dzień czwarty wybraliśmy trochę krótszą trasę, żeby dać odpocząć zmęczonym nogom. Kolejny „klasyk”, obiegiwany przez nas chyba przy każdej wizycie W Tatrach. Starujemy z Zakopanego, szybkie bieg Aleją Przewodników Tatrzańskich i jesteśmy w Kuźnicach. Następnie zielonym szlakiem, przez Myślenickie Turnie (1354m n.p.m.) bez zatrzymywania się na Kasprowy Wierch (1987m n.p.m.). Na Kasprowym pijemy po kawie, dolewamy wody do bidonów i biegniemy dalej. Przez Beskid (2012m n.p.m.) – chyba najłatwiejszy dwutysięcznik w Polsce, Przełęcz Liliowe (1952m n.p.m.) – granicę między Tatrami Zachodnimi a Wysokimi, zbiegamy na Halę Gąsienicową. W Murowańcu stajemy na obiad i jemy po „schaboszczaku”. Wracamy Doliną Jaworzynki do Kuźnic.

Dystans: 20km
Wznios: 1260m
Czas: 3:05 / 4:09

Trasa 5: Dolina Roztoki, Szpiglasowy Wierch, Morskie Oko

Ostatni dzień dla Młodego (jeżeli chodzi o bieganie również i dla mnie), czas wybrać się w końcu w Tatry Wysokie. Pogoda nie zachęca – w prognozach zachmurzenie i deszcz. Na Palenicę Białczańską jedziemy samochodem, docieramy około 7:00 i jak na standardy tatrzańskie… to parking jest niemalże pusty. Asfaltowy fragment do Wodogrzmotów Mickiewicza podbiegamy i tam odbijamy na zielony szlak Doliną Roztoki. Wilgotność powietrza 100%, parno tak, że ciężko oddychać. Po około pół godzinie, zaczyna padać. Jest nam to w zasadzie bez znaczenia, bo i tak jesteśmy cali mokrzy. W Schronisku PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1671m n.p.m.) meldujemy się około 8:20. Jemy śniadanie – parówki z jajecznicą na maśle, piejmy kawę, przebieramy się w suche koszulki i ruszamy dalej. Założenia mieliśmy dwa: jak będzie bardzo zła pogoda to biegniemy przez Świstówkę, jeżeli w miarę obiecująca – przez Szpiglasową Przełęcz. Jak wyszliśmy ze schroniska zaczęło się przecierać, więc wybieramy drugi wariant. Szybko przebiegamy przez Dolinę Pięciu Stawów i zaczynamy podejście na przełęcz. Szlak pnie się zdrowo do góry, ale idziemy dosyć szybko, zwalniamy dopiero przy łańcuchach i po około 2h15min od wyruszenia z parkingu stajemy na Szpiglasowej Przełęczy (2110m n.p.m.). W międzyczasie zrobiło się na tyle widokowo, że decydujemy się jeszcze szybko podejść na Szpiglasowy Wierch (2172m n.p.m.).

Po chwili odpoczynku na szczycie, Ceprostradą, żwawo zbiegamy do Morskiego Oka. Po drodze zatrzymujemy się na obserwację świstaków, które tym razem udaje się sfotografować. Nad Morskim Okiem, ludzi jak zwykle dużo, aczkolwiek widywałem ich tam zdecydowanie więcej. Schronisko jest w remoncie, kolejka długa, a że mamy jeszcze wystarczająco wody w bidonach, to nie zatrzymujemy się i szybko zbiegamy asfaltem do samochodu.

Dystans: 25km
Wznios: 1278m
Czas: 3:44 / 4:26

Trasa 6: Pyszniańska Przełęcz, Bystra

Ostatni dzień w Tatrach, i wycieczka na którą (podobnie jak na Rohacze) bardzo ostrzyłem sobie zęby. Tym razem dla odmiany bez biegania, klasyczny górski trekking z Asią, która dojechała do mnie do Zakopanego na weekend… i niejako zastąpiła Młodego który z kolei dzień wcześniej wrócił do domu. Cele są dwa: Pyszniańska Przełęcz oraz Bystra – najwyższy szczyt Tatr Zachodnich. Sporo wycieczek po ich polskiej stronie, ma to do siebie, że niestety najpierw trzeba przejść Doliną Chochołowską, a przynajmniej jakimś jej fragmentem. Nie inaczej jest i tym razem. Na Siwą Polanę dojeżdżamy z Zakopanego, parkujemy samochód i asfaltem drepczemy do Polany Iwanówka (1100m n.p.m.), tutaj zmieniamy szlak z zielonego na czarny i zaczynamy właściwą wycieczkę.

Szlak prowadzi nas Doliną Starorobociańską, najpierw przez mało ciekawy, w miarę spokojny fragment z widocznymi śladami gospodarki leśnej, aby później, po odejściu żółtego szlaku na Iwaniacką Przełęcz, zacząć się zdrowo piąć pod górę. Pogoda nie napawa optymizmem, jest wilgotno, wietrznie i zimno. Po dojściu na Siwą Przełęcz (1212m n.p.m.) zaczyna wiać tak bardzo, ubieram na siebie wszytko co mam w plecaku – dresy, kurtkę puchową i kurtkę z membraną. Zamiast widoków mamy spacer w chmurze. Docieramy na Siwy Zwornik (1965m n.p.m.), i teraz czerwonym szlakiem, wzdłuż Słowackiej granicy, mijając nieduże stado kozic, powoli idziemy w kierunku Błyszcza.

Błyszcz (2159m n.p.m.) to w zasadzie nawet nie jest osobny wierzchołek, to po prostu pierwszy kawałek grani prowadzącej na samą Bystrą. Zaraz poniżej niego, odbijamy na wschód i tracimy całą zdobytą do tej pory wysokość schodząc na Pyszniańską Przełęcz (1791m n.p.m.). Na przełęcz prowadzą tylko dwa szlaki: niebieski od strony słowackiej oraz czerwony – ten którym przyszliśmy. Niebieski, nie ma żadnych odejść i Kamienistą Doliną schodzi na sam dół, aż do wsi Podbańska.

Oznacza to mniej więcej tyle, że musimy zrobić „w tył zwrot” i znowu po własnych śladach wspiąć się na Błyszcz. Manewr ten, wcale nie był bez sensu, dał pogodzie sporo czasu, wiatr zaczął rozwiewać chmury i w momencie, kiedy weszliśmy na szczyt Bystrej (2248m n.p.m.), naszym oczom ukazały się genialne widoki, oraz zapierająca dech w piersiach inwersja. Spędzamy tutaj przynajmniej pół godziny, nie mogąc się rozstać z widokami. Czas jednak nie jest z gumy, wracamy drogą, którą przyszliśmy od polskiej strony, a więc aż na Siwą Przełęcz. Na przełęczy, odbijamy na grań Orkanów. Pogoda zmieniła się diametralnie, zza chmur wyszło słońce i zrobiło się bardzo ciepło. Już po drodze zrzuciłem większość warstw. Schodzimy stromo w dół do Iwaniackiej Przełęczy (1459m n.p.m.), a później na Halę Ornak, gdzie w schronisku robimy krótki postój. So samochodu wracamy najpierw Doliną Kościeliską, a później szlakiem Maryjnym na parking na Siwej Polanie.

Dystans: 35km
Wznios: 2102m
Upłynęło czasu: 12:32


Opublikowano

w

przez