Biwak na Pustyni Błędowskiej

Pod koniec czerwca byliśmy umówieni (Padre, Młody i ja) na wspólny wyjazd w Tatry. Młodego mieliśmy zgarnąć z Wieliczki w poniedziałek z rana, więc, żeby nie wstawać wcześnie, postanowiliśmy wyjechać w niedzielę po południu i zabiwakować gdzieś po drodze. Po analizie mapy i szukaniu ciekawych miejsc na biwak, wybór Padrego padł na Pustynię Błędowską.

Pustynia Błędowska – największy w Polsce obszar lotnych piasków (około 33 km²), leżący na pograniczu Wyżyny Śląskiej i Wyżyny Olkuskiej. Rozciąga się od dzielnicy Błędów Dąbrowy Górniczej na zachodzie do gminy Klucze na wschodzie. Granicą północną pustyni jest wieś Chechło, a na południu jest ograniczona dużym obszarem leśnym. Pustynia ma niecałe 10 km długości i szerokość do 4 km.

Pustynia Błędowska, to tak na prawdę dwa piaszczyste obszary rozdzielone pasmem lasu, przez który płynie rzeka Biała Przemsza. Fragment północny to poligon wojskowy, dla turystów dostępny jest fragment południowy. Ten z kolei można podzielić na dwie umowne części: tą bardzo „uturystycznioną” – z infrastrukturą, wiatkami, parkingami itd. oraz tą bardziej dziką. Naszym naturalnym wyborem na biwak, była oczywiście opcja numer dwa. Decyzja okazała się dobrą, gdyż jak wyjechaliśmy z miejscowości Klucze, to ilość samochodów stojących na parkingach „przy pustyni” była dalej dosyć spora, a była już godzina 19:00.

My samochód pozostawiliśmy na leśnym parkingu zdecydowanie dalej. Co prawda, żeby dotrzeć na teren samej pustyni, czekał nas około 3-kilometrowy marsz, ale szansa, że spotkamy turystów w miejscu, które wytypowaliśmy na biwak, była zdecydowanie mniejsza. Sam spacer przez las, też był z resztą bardzo przyjemny. Na miejsce docieramy chwilę przed zachodem słońca. I… pustynia z tej strony zarasta. Trawy, krzewy, miejscami małe drzewka.

Wybieramy względnie najbardziej piaszczyste miejsce i „rozbijamy obóz”. Prognozy pogody są wyśmienite, bezwietrzna, ciepła i bezchmurna noc, decyduję się więc spać po kowbojsku, pod gwiazdami. Za posłanie służy mi wełniany koc, dmuchany materac i śpiwór.

Co prawda do granicy lasu jest spory kawał drogi, ale ilość suchych patyków porozrzucanych na piachu wystarcza w zupełności, żeby zrobić ognisko, przy którym siedzimy do późnych godzin nocnych, wsłuchując się w odgłosy przyrody. Kładziemy się spać po północy, wpatrzeni w gwiazdy nad nami.

Słońce wstaje lekko po 4:00, a ja wraz z nim, żeby poobserwować wschód bezpośrednio ze śpiwora. Później zasypiam jeszcze i ostatecznie wstaję lekko po 7:00. Co prawda, jak przebudziłem się na wschód, to czułem, że śpiwór i koc złapały nieco wilgoci z powietrza, ale ciepłe promienie słońca wysuszyły wszytko zanim ostatecznie wstałem. Taki „kowbojski obóz” zwija się dosłownie w kilka minut. Ognisko na piasku nie pozostawia praktycznie żadnych śladów, ot kilka niedopalonych patyków i popiół. Maskujemy jednak wszystkie ślady po naszym biwakowaniu. Jeszcze poranna kawa i wyruszamy z powrotem.

W drodze powrotnej decydujemy się jeszcze zajrzeć na chwilę na ucywilizowaną część pustyni. Zostawiamy auto, na jednym z większych parkingów nieopodal platformy widokowej – tzw. „Róży Wiatrów”. Piasku jest tutaj co prawda dużo więcej, ale rejon jest zdecydowanie nastawiony na turystykę. Pomimo wczesnych godzin porannych i poniedziałku napotykamy kilka osób. Poza tym, food trucki, bar, wiatki, ławeczki, asfaltowa ścieżka rowerowa. Miejsce na rodzinny spacer, a nie na biwak.


Opublikowano

w

przez