Śnieżne Kotły bez widoków

Na drugi dzień naszego wypadu w Karkonosze, zdecydowaliśmy wybrać się na Śnieżne Kotły. Pakujemy bagaże i po śniadaniu wyruszamy do Szklarskiej Poręby. Auto zostawiamy na jednym z miejskich parkingów i po chwili jesteśmy już na niebieskim szlaku prowadzącym w kierunku schroniska “Pod Łabskim Szczytem”.

Pogoda niewiele różni się od tej z poprzedniego dnia – główną różnicą jest wiatr, który przybiera na sile z każdym pokonanym metrem w pionie. Początek szlaku jest bardzo łagodny i przypomina dobrze zadbaną leśną drogę serwisową. Można spokojnie wybrać ten szlak na wycieczkę z dziećmi na sankach. Droga przez las, pomimo pięknej zimowej aury robi się dosyć monotonna. Przyjemnym urozmaiceniem jest odbicie szlaku w węższą ścieżkę w lesie, gdzie pod nogami pojawiają się porozrzucane, sporej wielkości głazy do połowy przykryte lodem. Ewidentnie w tym miejscu w lecie płynie strumień.

Droga do schroniska, poza jednym stromym odcinkiem zaraz po wejściu do parku narodowego, jest zdecydowanie bardzo łatwa. Po wyjściu z lasu, coraz mocniej odczuwamy wiatr i mróz. Powyżej nas, góruje bardzo strome podejście którego koniec ukryty jest w gęstej chmurze. Rezygnujemy ze wstępowania do schroniska i od razu rozpoczynamy długą i dosyć mozolną wspinaczkę. Dużą pomocą okazują się kijki i raczki. Po pokonaniu około 240 metrów przewyższenia – na około jednym kilometrze – dochodzimy do wypłaszczenia i rozejścia szlaków, które znajduje się na polsko-czeskiej granicy. Widoków praktycznie nie ma, za to jest coraz bardziej dokuczający mróz i wiatr. Skręcamy w lewo i idziemy przez śnieżną pustynię. Otaczają nas chmury, skutecznie ograniczając widoczność do parunastu metrów. Atmosfera na szlaku staje się dziwna – trochę creepy. Dochodzimy do RTON Śnieżne Kotły i decydujemy się na zmianę kierunku, stawiając za nowy cel schronisko na Hali Szrenickiej.

Teraz idziemy pod wiatr. Asi zaczyna być zimno w ręce. Przez ładnych parę minut nie może się rozgrzać. Zakłada dodatkową kurtkę jako ochronę przed wiatrem. Dochodzimy do rozgałęzienia szlaków i podejmujemy decyzję o skróceniu wyprawy i powrót zielonym szlakiem do schroniska “Pod Łabskim Szczytem”. Po drodze z kieszeni kurtki z uszkodzonym zamkiem wypadają mi okulary. Decyduję się podbiec żeby ich poszukać – pomarańczowe szkła powinne być dobrze widoczne na śniegu. Po drodze spotykam turystykę, która jej znalazła. Dzięki! Biegnę z powrotem w stronę schroniska i dzięki temu szybko się rozgrzewam.

W schronisku jest sporo ludzi, jednak udaje nam się znaleźć miejsce. Zamawiamy dwie kawy, a dostajemy kawę i kwaśnicę – nie jestem w stanie dojść kto się pomylił;)

Po odpoczynku i ogrzaniu, nasze morale znacznie się poprawiają. Pogoda również. Po wyjściu widzimy piękne słońce oświetlające odsłonięte stoki. Bywa. Na horyzoncie widzę już kolejną, ciemną chmurę niosącą opady śniegu. Dosyć szybkim tempem schodzimy pustym szlakiem w stronę miasta. W lesie szybko robi się ciepło. Widoków nie doświadczyliśmy, za to przygoda była wspaniała. Były to chyba najtrudniejsze w moim życiu warunki na szlaku których doświadczyłem. Oboje zgadzamy się, że w Sudety trzeba wrócić – żeby zobaczyć jak wyglądają przy dobrej pogodzie.


Opublikowano

w

przez

Tagi: