Karkonosze – śnieg i chmury

Ostatnie dni są dosyć mroźne z temperaturą spadającą w okolice -10 w nocy. Trochę obawiałem się czy to nie pokrzyżuje nam planów na weekend, gdyż polskie Sudety są znane z mroźnych temperatur i wiatrów zimą.

Do Karpacza przyjeżdżamy z Asią w piątek wieczorem, nie mając jeszcze sprecyzowanych planów. Na pierwszy trekking wybieramy królową regionu – Śnieżkę. Na szlak ruszamy po śniadaniu koło 9. W mieście nie czuć mrozu, mimo że termometr pokazuje 6 stopni poniżej zera. Idziemy czarnym szlakiem w stronę Średniej Kopy. Szlak jest idealnie przygotowany – śnieg jest zbity i nie stanowi żadnych problemów. Łapiąc kolejne metry w pionie coraz bardziej zbliżamy się do granicy chmur, które w pewnym momencie pozbawią nas resztek nadziei na widoki. Docieramy do czeskiego schroniska Jelenka gdzie zatrzymujemy się na krótki postój.

Na szlaku mijamy coraz więcej turystów. Muszę przyznać, że jest to dla mnie spore zaskoczenie – ze względu na przyzwyczajenie poczucia samotności z Beskidów, jak i wymagające warunki atmosferyczne. Po stromym podejściu, wchodzimy na Śnieżkę. Zastany krajobraz jest wręcz kosmiczny. Zero widoków, gdyż wszystko jest przykryte gęstą chmurą. Budynek obserwatorium przypomina porzuconą bazę na Księżycu.

Zakładamy rączki i kierujemy się w stronę Śląskiej Chaty. Po obejściu budynku obserwatorium ukazuje nam się widok jeszcze bardziej wprawiający mnie w osłupienie. Na szczycie jest co najmniej tyle ludzi co na Krupówkach! Hałas i zgiełk powodują we mnie chęć jak najszybszej ucieczki do spokojniejszej lokalizacji. Nie jest to jednak łatwe. Sznur ludzi skutecznie wypełnia szlak w obu kierunkach. Niestety, niektórzy turyści chyba naprawdę pomylili górę ze słynnym deptakiem. Spotykamy ludzi którzy ze względu na oblodzenia, starają się zejść zjeżdżając na tyłkach czy też trzymając się łańcuchów przy ścieżce.

Po przerwie w schronisku, ruszamy dalej w kierunku Strzechy Akademickiej. Tutaj tłum mocno się rozrzedza, dzięki czemu wraca przyjemność z wędrówki. Pogoda nie odpuszcza i jedyne widoki których doświadczamy to śnieżna pustynia.

Idąc granią, jesteśmy wystawieni na podmuchy lodowatego wiatru, jednak nie spowalnia on tempa marszu. Lekko podbiegając, docieramy do schroniska w którym panuje znacznie inna, przyjemniejsza atmosfera. Ruszamy dalej w kierunku Samotni, podziwiając odsłonięte skały Kotła Małego Stawu. Ostatnim punktem, który chcemy zobaczyć dzisiejszego dnia jest słynna Świątynia Wang, którą oboje dobrze pamiętamy z zestawu puzzli, które mieliśmy jako dzieci. Na żywo wydaje się znacznie mniejsza – jednak w dalszym ciągu piękna. Przez Karpacz zostaje nam do przejścia jeszcze jakieś 5km i dzień kończymy z około 22 kilometrami w nogach.

Plan na kolejny dzień to Śnieżne Kotły.


Opublikowano

w

przez