GSB, czyli Główny Szlak Beskidzki im. Kazimierza Sosnowskiego – legendarny szlak, przeżywający w ostatnim czasie swój renesans wśród wszelkiej maści wędrowców, włóczęgów, biegaczy, zapaleńców czy wręcz szaleńców. Gdzieś pomiędzy 496 a 520 kilometrów – w zależności od pomiarów (rodzaju mapy itd.) – górskiej wyrypy. Około 22 kilomety przewyższeń.
Ciągnący się niemalże przez pół Polski, ze wschodu na zachód szlak (lub odwrotnie), niedający się określić przez swoją różnorodność. Dla jednych marzenie, dla innych wyzwanie. Dla nas?
Początek
– Czas zapisać się na kotlinę [Ultra Kotlina 180km]..
– Wiesz co, jakoś nie jestem pewien. Nie kręci mnie wydłużanie dystansu po łucie [ŁUT – Lemkowyna Ultra Trail 150km]. Może zrobimy coś innego?
Na początku sierpnia, mniej więcej tak wyglądało badania siebie nawzajem, czy jesteśmy gotowi podjąć wyzwanie. Jeszcze zimą, GSB planowaliśmy zrobić wiosną 2025 [Krzemo: na moje 40-te urodziny], jednak serce podpowiadało, że to już czas. Padło wstępne tak, potem cross-check z rodziną odnośnie terminu, klepnięcie urlopu, powiadomienie trenera i.. czas planować logistykę! Im bardziej zbliżaliśmy się do wyznaczonej na koniec września daty, tym mocniej zdawaliśmy sobie sprawę, jak duże to będzie to przedsięwzięcie, nie tylko fizyczne ale może przede wszystkim logistyczne.
Plan
Start wyznaczyliśmy na 28 września w Wołosatem. Wybraliśmy ten kierunek ze względu na znacznie lepiej rozwiniętą sieć turystyczną w zachodniej części Małopolski oraz na Śląsku. Im dalej w las tym większe zmęczenie, więc najtrudniejsze etapy chcieliśmy mieć na początku.
Rozważaliśmy kilka wariantów ale ostatecznie trasę podzieliłyśmy na 7 dni.
- Wołosate – Komańcza
- Komańcza – Chyrowa
- Chyrowa – Krynica-Zdrój
- Krynica-Zdrój – Krościenko nad Dunajcem
- Krościenko nad Dunajcem – Jordanów
- Jordanów – Hala Rysianka
- Hala Rysianka – Ustroń
Podjeliśmy decyzję, że trasę chcemy pokonać bez wsparcia (self-support). Znaczy to mniej więcej tyle, że sprzęt i ubrania musimy mieć w plecakach oraz przepaki organizujemy sami. Sami też robimy zakupy, organizujemy jedzenie… i generalnie pamiętamy o wszystkim – chociążby tak pozaicznych rzeczach jak nałądowanie czołówki, czy „tracka”. Z dzisiejszej perspektywy, aż ciężko uwierzyć jak dużo to kosztuje siły i czasu podczas biegu. Wstępnie wyznaczyliśmy dwa miejsca z przepakami – Chyrowa oraz Krościenko nad Dunajcem. Miał je nam tam dostarczyć Waldi (nasz Tata) – alternatywą było przygotowanie paczek i wysłanie ich do paczkomatów / na adres noclegów.
Noclegi zarezerwowaliśmy z wyprzedzeniem, zakładając, że każdego dnia będziemy w stanie przebiec założony wcześniej dystans. Następnym krokiem było przygotowanie listy rzeczy potrzebnych na siedem dni biegania.
Bagaż
Nigdy wcześniej nie biegliśmy tak długich etapówek (jedynie Triadę: letnią i zimowa) – tym bardziej self-support. Z tego powodu, naprawdę ciężko nam było określić niezbędny, a zarazem minimalny ekwipunek. Koniec września / początek października nie ułatwiał sprawy. Będzie ciepło czy zimno? Będzie padać deszcz, czy może nawet śnieg? A może, jak rok temu podczas Łemko będzie ciepło? Prognozy pogody na kilka tygodni do przodu to wróżenie z fusów, staraliśmy się, więc przygotować na każdy możliwy scenariusz… A plecak od tego puchł coraz bardziej.
Bagażu było bardzo dużo, zdecydowanie jego objętość przewyższała pojemność kamizelek biegowych które mieliśmy na stanie i w których zrobiliśmy już sporo kilometrów. Żeby pomieścić cały szpej, wybraliśmy plecak Salomon XA 25 (25 litrów pojemności), posiadający dwa miejsca na softflaski oraz elastyczną, regulowaną gumkę stabilizującą bagaż od przodu. Plecak ten w konstrukcji i wyglądzie bardzo przypomina znane nam kamizelki biegowe Salomona. Ostateczne lista rzerzy [Piotr] zapakowanych na pierwsze etapy wyglądała tak:
- 2x t-shirt
- 2x spodenki biegowe
- 2x skarpety
- longsleeve
- bluza
- kurtka przeciwdeszczowa
- wiatrówka
- kurtka puchowa
- dresy
- czapka + rękawiczki + buff
- apteczka – tutaj mam sporo rzeczy: folia NRC, bandaż, opatrunek, plastry, plastry chirurgiczne, środek do dezynfekcji, jednorazowe rękawiczki, maseczka do sztucznego oddychania, środki przeciwbólowe
- czołówka (Fenix HM65R-DT) + zapasowy akumulator
- zapasowa latarka (Olight)
- kamera sportowa, 3x akumulatory, kijek do kamery, zestaw do kamery na czoło
- powerbank (Nitrocore NB10000), łądowarka, plus zestaw kabli
- ręcznik – mały z mikrofibry
- łazienka: szczoteczka i pasta do zębów, bepanthen, żel pod prysznic (rozmiar hotelowy)
- piżama: koszulka z długim rękawem (ewentualnie mógłbym w niej biec) + bokserki
- flitr wody Sawyer wraz ze zwijaną butelką 0.5l
- tubka izotonika
- książeczka PTTK
- chusteczki higieniczne
- 2x 550ml butelki z wodą
- zapalniczka, trytytki, 1m taśmy naprawczej, gotówka
Łącznie razem z plecakiem jakieś 5+ kg (netto). Jak się szybko okazało, bagaż został zweryfikowany i uszczuplony już po pierwszym dniu wyprawy. A może jednak niezbyt szybko?
Wszystkie rzeczy mieliśmy spakowane w dry bagi. Z racji diety low-carb (o diecie opowiemy trochę więcej w osobnym wpisie), którą stosujemy już od dłuższego czasu, mogliśmy nie pakować jedzenia, co było ogromnym plusem zarówno ze względu na logistykę przedsięwzięcia jak i wagę.
Dodatkowo mieliśmy ze sobą kije trekingowe – które okazały się nieocenioną pomocą. Bez nich nie wyobrażam sobie próby pokonania tego szlaku.
Do przepaków przygotowaliśmy ubrania oraz buty na zmianę. Wybrane przez nas buty to:
- 2x Hoka Speedgoat 5 – Piotrek
- Salomon Thudercross + Hoka Speedgoat 5 – Krzesim
Trening
Paweł (nasz trener – Lubelskibiegacz) od dłuższego czasu wiedział że przygotowujemy się do Ultra i pod tym kątem wykonywaliśmy pracę. Trening do etapówki nie różnił się zbytnio od tego co robiliśmy wcześniej. Poza bieganiem, stosowaliśmy także trening uzupełniający (siłowy): cross-fit razem siłownią 3 razy w tygodniu w przypadku Krzesima oraz siłownia 2 razy w tygodniu oraz rower MTB w przypadku Piotrka. Z perspektywy czasu, patrząc na ilość wykonanej pracy – można śmiało powiedzieć, że byliśmy gotowi – albo raczej tak się czuliśmy!
Od kilku miesięcy, obydwaj byliśmy oraz trenowaliśmy na diecie low-carb (niskowęglowodanowej; węglowodany dostarczaliśmy głownie w piwie 😉 ), dzięki czemu nasze organizmy były przystosowane do pobierania energii z tłuszczów przy długotrwałym wysiłku. Wszystko – może poza dźwiganiem takiej ilości sprzętu na plecach – mieliśmy przetestowane. [Krzemo: ja tam przetrenowałem i dźwiganie sprzętu, przez co, aż tak mnie to nie zaskoczyło ;)] Teraz, pozostało nam już tylko odliczanie dni…