Granią Tatr Zachodnich

Dzień drugi naszego trzydniowego mini-obozu treningowego w Tatrach. Na dzisiaj zaplanowaliśmy najdłuższy dystans – 51km / +3700m przewyższeń. Pogoda zapowiada się znakomicie. Z rana jest jeszcze sporo chmur, jednak z czasem prognozy mówią o pięknej słonecznej aurze.

Plan jak zawsze zakładał pobudkę z rana i wejście wraz ze świtem do parku narodowego. Wystartowaliśmy z lekkim opóźnieniem chwilę po 6 z hotelu Murowanica. Spokojnym tempem pobiegliśmy do Kuźnic, a potem przez Dolinę Jaworzynki skierowaliśmy się na Przełęcz między Kopami.

Trzymaliśmy bardzo spokojne tempo przez całe podejście, świadomi czekających nas później przewyższeń. Gdy dotarliśmy na przełęcz, otworzyły się przed nami piękne widoki.

Przełęcz między Kopami

Dalej z przełęczy, ruszyliśmy do Hali Gąsienicowej wyprzedzając turystów korzystających z pięknej pogody. Do Murowańca nie mieliśmy potrzeby wstępować gdyż wody na tym odcinku prawie nie ubyło.

Kościelec w chmurach

Kolejny etap to dosyć strome podejście pod Liliowe, gdzie podczas wspinaczki wchodzimy w chmury. Tutaj zaczyna się bardziej biegowa część trasy. Lecimy przez Beskid do stacji kolejki linowej na Kasprowym Wierchu, gdzie stajemy na parę minut uzupełnić wodę i strzelić espresso. 

Na grani

Ruszamy dalej granią i jeden po drugim mijamy kolejne Czerwone Wierchy: Kopę, Małołączniak, Krzesanicę i Ciemniak – to wchodząc to wychodząc z chmur. Jest przepięknie! Tym razem pogoda dopisała. Zbiegamy na Chudą Przełączkę, a tam przez Dolinę Tomanową do schroniska na Hali Ornak. 

Tomanowa Dolina

Jesteśmy w połowie zaplanowanej trasy i powoli zaczynają się schody, ponieważ temperatura rośnie a wiatr przepędził wszystkie chmury. Ze schroniska wybiegamy mając po półtorej litra wody. Na miejscu pijemy również zerówki. Patrząc na mapę i przewyższenia nie powinno nas to zdziwić, a jednak! Podejście na Ornak od wyjścia z Iwanickiej Przełęczy jest bardzo, bardzo strome! Leje się z nas jakbyśmy chwilę temu wyszli spod prysznica. Wody ubywa w zatrważającym tempie. Krzemo ciśnie mocno do góry, ja powoli zaczynam się gotować i muszę zwolnić. Widok na Dolinę jest świetny. Podchodząc widzimy „Sokoła” lądującego w okolicach schroniska – mamy nadzieję że to nic poważnego. Wreszcie dobijamy do grani, a tam gubiąc lekko szlak zbiegamy na Siwą Przełęcz. 

Tutaj musimy przelać wodę z zapasu do soft flasków, jednocześnie podejmując decyzję że Bystrą i Wołowiec musimy odpuścić – nie starczy nam wody! Podchodzimy na Starobociański Wierch, potem na Kończysty Wierch i z tamtąd zbiegamy zielonym szlakiem na Trzydniowiański Wierch i dalej czerwonym do schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Połowę tej trasy lecimy już na oparach – woda się skończyła a słońce w dalszym ciągu mocno praży. Na szczęście w okolicach Szerokiego Żlebu natrafiamy na źródełko! Uratowani!;) pyszna, zimna, źródlana woda poprawia morale. Zejście w początkowej fazie nie należy do najprzyjemniejszych ze względu na dosyć wysokie schody ale w dalszym odcinku jest dosyć szybkie.

Odpoczynek w Schronisku PTTK na Polanie Chochołowskiej

Ze schroniska do przystanku busów jest jeszcze parę kilometrów. My jednak już czujemy że zasłużyliśmy na chwilę odpoczynku przy piwku. Co skutkuje u mnie lekkimi problemami żołądkowymi podczas kontynuowania biegu. Dobiegając do mety mamy sporo szczęścia, bus odjeżdża za parę minut. Pakujemy się do środka w marząc o prysznicu i jedzeniu.

Obiecujemy sobie że w Tatry Zachodnie musimy wrócić! Następnym razem z bazą wypadową gdzieś bliżej, może w schronisku? Zobaczymy!

Podsumowując, udał się bardzo fajny trening, dający w kość w drugiej połowie, głównie ze względu na temperaturę. Dystans wyszedł trochę mniejszy niż zakładaliśmy. Widoki przecudne!

Zapis trasy w aplikacji Garmin

Opublikowano

w

przez